Długa zima, sporo śniegu, trochę ciepła i mamy odwilż. Wysoka woda oraz silny prąd, kolejne utrapienie w łodziarce. W dół rzeki, do przeładowni, na pusto Coswig szedł jak motorówka ok. 18 km/h, natomiast droga powrotna w górę Wezery pod ładunkiem była już prawdziwą walką o przetrwanie. Na szerokich odcinkach jakieś 5-6 km/h, jednak w Minden na ostatnich kilometrach przed śluzą zaczyna się mieć lekkiego stracha. Koryto na tym odcinku zwęża się, a co za tym idzie nurt przyspiesza. Barka przesuwa się w dosłownie żółwim tempie, czasem ma się wrażenie że stoi w miejscu, najgorzej oczywiście jak zacznie się cofać, i to wszytko przy maksymalnych obrotach silnika głównego oraz pomocniczego na dziobie. W takich momentach przydaje się spora ilość koni mechanicznych aby mieć z czego "dołożyć" w krytycznej sytuacji. Fotki zrobione na 207 km Wezery, wydaje mi się że skromne 420 kucyków Coswiga na 1000 ton masy, najlepiej opisze nastrój towarzyszący załodze w tamtym momencie. Nazajutrz po naszym rejsie Wezera została zamknięta dla żeglugi z powodu zbyt wysokiego stanu wody.






Pfffyy, Jogi, nie zazdroszczę Ci. Co innego pływać u obcego armatora - wtedy tylko czekasz, aż statek stanie na środku kanału, albo w coś się wbije.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że zdjęcia remontu dziobu będą się ukazywały. Co prawda ja finałowego efektu Hymermobilu nie zamieściłem, ale nadrobię!
Zżera mnie ciekawość kiedy Ty zjedziesz na święta. Ja nadal jestem w Wiszni, bo kamper już od tygodnia stoi u mechanika w T-cy. Miałem dawno temu jechać do stolicy, a tu rozrusznik umarł, cewka paliwowa, świece, kable.